Witajcie Kochane, dawno mnie tu nie było i bardzo się za Wami stęskniłam.
Lato przeleciało jak z bicza strzelił, weszłyśmy w jesień i świat za oknem wyraźnie upomina się o to, żeby zaparzyć sobie kubek gorącej herbaty z cytryną i posiedzieć chwilę w ciepełku z szydełkiem. Muszę Wam powiedzieć, że te jesienne i zimowe wieczory zawsze wydawały mi się przereklamowane, zawsze był to czas, w którym trzeba było jeszcze poogarniać dom po całodziennym szaleństwie (lub wcześniej po powrocie z pracy), a potem to już szybko robiło się ciemno, chłodno i człowiek myślał tylko o tym, żeby zakopać się pod kołdrą. Ale w tym roku zamierzam nad tym popracować, dom ogarniać wcześniej, a część tego czasu po położeniu dziewczyn wykorzystać na szydełkowanie.
W ostatnim czasie dużo się u mnie dzieje (co możecie zobaczyć po zmianach na stronie, tak tak, otworzyłam sklepik!). W tle dzieje się jeszcze więcej, bo otwieram sklep na Etsy, robię zdjęcia, opisy… no i oczywiście szydełkuję, kiedy się da (a nie ma tych chwil za dużo, niestety, bo nad całym procesem czuwa mój mały pomocnik…).
Przy okazji muszę Wam gorąco polecić kurs, który kupiłam na Craftsy – Product Photography At Home. Wiem, że moje zdjęcia pozostawiają jeszcze wiele do życzenia, ale pierwszy raz od dawna czuję, że naprawdę ktoś mi podstawił pod nos potrzebną mi wiedzę. Kurs skupia się na zdjęciach produktów / rękodzieła robionych w domu bez konieczności kupowania specjalistycznych gadżetów. Mam nadzieję, że po moich zdjęciach będzie widać poprawę!
Wracając jeszcze na chwilę do wakacji, bo czuję, że mam blogowe zaległości gigant. Latem, w sierpniu, Gabi prawie w ogóle nie chodziła do przedszkola, byliśmy całą rodziną na dwutygodniowych rekolekcjach, które pozwoliły nam na wieeelki psychiczny reset, a potem dziewczyny były ze mną w domu, więc miałyśmy dwutygodniowy fajny czas tylko dla siebie. Wydaje mi się, że wykorzystałyśmy go bardzo dobrze. Może bez wielkich fajerwerków, wyjazdów i spektakularnych atrakcji (zresztą Klara była chora przez całe te 2 tygodnie), ale czuję, że zbliżyłyśmy się do siebie, zwłaszcza z Gabi. Robiłyśmy sporo ciekawych rzeczy (głównie plastycznych i kulinarnych), które chcemy umieścić w naszym wakacyjnym albumie (tak, tak, nie mówcie mi proszę, który to już września… zaplanowałam to jako wyzwanie u Pani swojego czasu, więc dokończę w tym tygodniu!).
Może nie rozbiję tym wpisem banku szalonych super mam, ale … napiszę to, bo może którąś z Was to zainspiruje. Moja Gabi ma 5 lat i wielką chęć do nauki (czytania, liczenia), a jej ulubione zabawy to scenki sytuacyjne.. no wiecie, “w dom”, “w przedszkole”, “w kuzynów” (gdzie wciela się w jednego ze swoich starszych kuzynów, którzy niesamowicie jej imponują). Któregoś dnia z takiej zwykłej zabawy “W sklep” zrobiłyśmy event, który trwał dosłownie kilka godzin (z przerwami na jedzenie i ganianie za Klarą).
Sama bym wcześniej nie pomyślała, że to może być takie rozwojowe (i tak ją wciągnie). Najpierw było wielkie planowanie: omówiłyśmy, co chcemy mieć w sklepie, a potem Gabi przygotowała napisy z cenami – ja pisałam w zeszycie, a ona to przepisywała na kartki (zwróćcie uwagę, jakie są słodkie – “cena jednej klamerki”, “cena opakowania klamerek” ;)). Potem te kartki wycinała, przyklejała, wybierała rzeczy do sklepu, ustawiała wystawę… Bardzo się postarała.
Miałyśmy nawet parking dla samochodów :D.
Szczytem imprezy było wielkie kupowanie… i kupowanie… i kupowanie! Ależ ja zrobiłam shopping tego dnia, obkupiłam się w klamerki, że hej! Liczydło na zdjęciach to nie element wystawy – Gabi obliczała na nim resztę.
Wiem, że ta zabawa nie u każdego przejdzie (nie każde dziecko lubi akurat takie atrakcje oraz jest w stanie tak się skupić – moja Gabi potrafi się skupić, jeśli coś ją zafascynuje), ale u nas sprawdziła się rewelacyjnie. No i jako, że wykorzystałyśmy balkon, to i Klara się nie nudziła. Spędziła z pół godziny na parkowaniu – rasowa klientka ;).
Polecam Wam rozszerzenie zwykłej zabawy o takie elementy edukacyjne jak pisanie i liczenie. To tak jak z nauką języka – wiedza sama wchodzi do głowy, kiedy sytuacja wymusza używanie języka (tu sytuacja wymuszała pisanie i liczenie). Dzieci też chłoną wiedzę “przy okazji”, tylko z taką różnicą, że o wiele szybciej niż my (szczęściarze!).
A jakie kreatywne zabawy najbardziej lubią Wasze dzieci? Podzielcie się w komentarzu, jestem ogromnie ciekawa!!